Uspokoiłam się dopiero po kilku minutach. Wzięłam kilka głębszych wdechów i otarłam twarz rękawem zielonej koszuli. Troya zamerdała ogonem, otworzyła pysk i wywaliła język – według mnie wtedy na swój sposób uśmiecha się. Popatrzyła na mnie, na rodziców i na młodszego brata. Szczeknęła… zrobiła coś, czego nie zrobiła od kilku miesięcy. Została nauczona by szczekać jedynie w sytuacji kryzysowej… Czy ta taka była? Może dla niej tak?
Razem z rodzicami weszliśmy do domu. Nic się nie zmieniło.
We wiatrołapie wciąż stała specjalna biała, drewniana, otwarta szafa z ławą przy lewej ścianie od wejścia. Na przeciw niej wisiało lustro w drewnianej, liliowej oprawie; a na ziemi poukładane były buty. Salon wciąż miał bordowy kolor ścian. Przy jednej ze ścian stał dębowy stół, okryty obrusem. Były na nim brudne talerze – oznaka właśnie skończonego śniadania.
– Zjesz coś? – spytała mama.
Nie bardzo wiedziałam co powiedzieć… Nie byłam głodna, ale posiłek z rodziną był czymś czego od dawna mi brakowało.
– Poproszę coś niewielkiego – odparłam z uśmiechem. Mama skinęła głową, poszła do kuchni i wyjęła z lodówki trzy parówki. Nie zjem aż trzech! Ale zawsze jest jeszcze moja droga psina. Włożyła parówki do wody i włączyła kuchenkę indukcyjną. Usiadłam przy stole na moim ulubionym miejscu. Cały czas się uśmiechałam. Gdybym chodziła po bazie z takim nieco głupkowatym uśmieszkiem na twarzy, trenerzy od razu wysłaliby mnie do medyków, sprawdzić czy z moją psychiką jest wszystko w porządku.
Na parówki nie czekałam długo. Udało mi się zjeść jedną z dodatkiem ketchupu. Pozostałe dwie, wbrew protestom mamy, dostała Troya.
– Jesteś taka chuda… Głodzą was tam? Zjedz choć jeden kawałek tej drugiej parówki!
Gdy zjadłam przyszedł czas na przepytywanie. W końcu to rodzice, którzy nie widzieli córki od dwóch lat.
– Jak tam jest, córciu? – spytał ojciec. – Jak wyglądają treningi? A jak tresura psów?
Westchnęłam ze smutkiem.
– Niestety, choćbym chciała, nie mogę wam powiedzieć – odparłam, wbijając wzrok w talerz. – Już samo to, że tu przebywam jest wbrew regulaminowi i niebezpieczne. Gdybyście wiedzieli cokolwiek byłoby to zagrożenie nie tylko dla mnie i oddziału, ale też dla was – urwałam nie bardzo wiedząc jak nazwać Samobójców. – Nasi wrogowie nie cofną się przed niczym by zdobyć jakiekolwiek szczegóły na temat szkolenia.
Młodszy brat miał najwyraźniej nadzieję na szczegóły i jęknął zawiedziony. Uśmiechnęłam się do niego.
– Ale jak chcesz mogę ci pokazać jakieś fajne sztuczki! – pocieszyłam go, trącając łokciem. Jan – bo tak miał na imię – uśmiechnął się. – No to chodź!
Wstałam z zamiarem udania się do ogrodu.
– Ale teraz? – zdziwiła się mama.
– No a kiedy? – spytałam. – Chcę spędzić każdą minutę tego czasu z którymś z was… Później mogę już nie mieć okazji. Chodź, Janek.
Pobiegłam z nim do ogrodu, a Troya dotrzymywała nam kroku truchtając. Mimo, że była w miejscu, gdzie nic jej nie groziło wyglądało na to, że nie traci czujności. W ogrodzie stanęliśmy naprzeciw siebie.
– Pamiętasz jak w dzieciństwie się zawsze biliśmy? – spytałam brata, który skinął głową. – Zawsze to ty mnie pokonywałeś. Ciekawe, czy coś się zmieniło.
– Przypominam, że ty jesteś po przeszkoleniu wojskowym – odezwał się unosząc pięści.
– Będę się powstrzymywała.
Zrobiłam krok w przód, tak samo jak Janek. Byłam przekonana, że pierwszy jego ruch będzie prosty – po prostu pięścią w mordę. Zdziwiłam się więc gdy zobaczyłam jak unosi nogę i kopie mnie nią w żołądek. Nie było to mocne, ale upadłam, by dać mu trochę satysfakcji.
– Heh, najwyraźniej to wojsko nie jest takie dobre jak mówią – powiedział, odsuwając się.
– Myślałam, że zrobisz coś innego – powiedziałam wstając. – Przeliczyłam się. Drugi raz nie powtórzę tego błędu.
Zapewne myślicie dlaczego po prostu nie zablokowałem tego banalnego ciosu lub czemu się nie odsunęłam. Jak wyżej wspomniałam – dla jego czystej satysfakcji. I by ocenić jak bardzo posunął się ze swoją walką. Troszkę się zawiodłam. Znów to on zaczął, ale tym razem nie podeszłam do niego. Zbliżył się do mnie i zaatakował – tym razem prawy sierpowy. Prosty unik: głowa w tył lub w dół. Wybrałam pierwszą opcję. Janek zachwiał się – zły rozkład równowagi. Prawą pięścią dotknęłam jego brzucha. Nie walnęłam go.
– I tym sposobem zostałbyś znokautowany – powiedziałam z satysfakcją w głosie. Po raz pierwszy go pokonałam.
– Brednie. Jeszcze raz.
Więc jeszcze jedna runda. Tym razem zaatakował znowu kopniakiem, ale kolanem. Musiał przez to się bardzo przysunąć. Lewa ręka walnęła go w udo, a prawa w podbródek. Chłopak zachwiał się i upadł na tyłek.
Ponownie zaatakował z frustracją w oczach. A ja znów go powaliłam.
Ciągnęliśmy to przez godzinę, ale już po piętnastu Janek ciężko dyszał, a jego ataki stały się bardziej chaotyczne. Po pół godzinie dał za wygraną i pozwolił sobie pokazać najprostsze ruchy. Szybko się uczył. Kto wie, może kiedyś mu to pomoże? Po godzinie wróciliśmy do środka. Pierwsze co zrobił Janek, to zajrzał do lodówki. Zdziwiłam się. Po dwóch latach regularnych trzech posiłków dziennie nie miałam już nawyku podjadania. Nawet teraz nie byłam głodna. Ale zapach rosołu mamy… Przywołał wspomnienia i ślinka mi pociekła na samą myśl o mojej ulubionej zupie.
– Musisz poczekać jeszcze kilka godzin – powiedziała mama, widząc mój rozmarzony wzrok. – Jeśli jesteś głodna weź sobie jogurcik.
– Nie jestem głodna – odparłam, biorąc szklankę i nalewając sobie mój ulubiony napój – mleko. Duszkiem wypiłam całą szklankę… Dawno nie piłam tak dobrego mleka. A uśmiech dalej nie znikał z mojej twarzy.
– Jula, a co umie… Twój pies? – spytał Janek głaszcząc Troyę po łbie.
– Ma na imię Troya – powiedziałam, wiedząc, że albo jeszcze im nie powiedziałam, albo brat sobie zapomniał. – Całkiem sporo. Od prostych sztuczek, typu siad, waruj, łapa, noga… Do bardzo zaawansowanych.
– Pokażesz?
– Nie, nie da się. Mają one zastosowanie w walce. Tak na sucho to się nie da pokazać. Znaczy… wyglądałoby to głupio, a i Troya mogłaby mnie nie zrozumieć…
Brat wzruszył ramionami.
– A tak właściwie ile razy walczyłaś w terenie? – spytał ponownie brat.
– Właściwie to tylko rz – odparłam, kucając przy psie.
– Miałaś tylko jedną misję w ciągu dwóch lat? – zdziwił się ojciec.
– Ta… Dopiero w tym roku zaczęli nas wysyłać w teren wcześniej to były tylko treningi i takie tam.
Teraz właśnie zdałam sobie sprawę, że właściwie dwa lata to nie tak dużo. Zwykle to trwa dłużej, zwłaszcza w zachodnich walkach… Ale w sumie jeszcze nie skończyłam szkolenia. Ale sporo umiałam… Wyniki zabiegów i operacji? Codziennego, morderczego treningu? Może wszystkiego naraz? Prawdopodobnie.
Wpadłam na pewien pomysł – przeczytania jakiejś książki. Od dwóch lat czytałam właściwie jedynie instrukcje i raporty, więc coś innego nie byłoby złe. Pobiegłam więc na górę, do mojego pokoju. Otworzyłam drewniane drzwi, które uchyliły się ze skrzypnięciem. W pokoju był porządek, którego nie zostawiłam opuszczając dom. Może nie licząc warstwy kurzu. Łóżko zostało przykryte materiałem ochronnym, podobnie jak moja czerwona pufa. Uśmiechnęłam się na widok mojej sypialni.
Podeszłam do wielkiego regału z książkami. Był nimi zapełniony od góry do dołu. Najwyższą półkę zapełniały mangi, moje hobby sprzed zaciągnięcia się do wojska. Dwie kolejne zajmowały książki przygodowe, fantasy, lektury… Takie, które czytałam bądź miałam zamiar czytać. Przeczytane zajmowały jakieś 40% lub 50%. Dwie najniższe wypełniane były przez stare zeszyty i podręczniki szkolne, jak i teczki z moimi rysunkami. Również moje hobby. Sięgnęłam po jedną z moich najulubieńszych książek, autorstwa Johna Flanagana – „Zwiadowcy. Księga 8. Królowie Clonmelu”. Moja ulubiona część, rozpoczynająca ulubiony epizod w całych „Zwiadowcach”, zajmująca dwie księgi. Dmuchnęłam na nią i z okładki wzbiła się w powietrze chmura kurzu. Kichnęłam. Wytarłam okładkę i grzbiet książki rękawem koszuli, bo jednak dmuchnięcie nie spowodowało usunięcie całego pyłu.
Zdjęłam biały materiał ochronny z pufy. W pokoju zaczęło latać miliony drobinek, które drażniły gardło, oczy i nos. Ale co poradzić? Usiadłam na pufie z błogim uśmiechem na ustach, otworzyłam książkę na pierwszej stronie, rozpoczynającej opowieść. Zaczęłam czytać.
***
Nie poczułam nawet upływu czasu. Prawdopodobnie czytałam przez bitych pięć godzin. To co mnie oderwało od lektury był dzwon na obiad. Tak, dzwon. W kuchni wisiał duży, metalowy dzwon, którym zawsze się dzwoniło na jakikolwiek posiłek. Byłam w mniej więcej połowie książki, gdy ją odłożyłam na podłogę obok pufy. Mimo, że czytałam ją po raz wtóry, uśmiech nie znikał. Zobaczyłam też jak mało pamiętam…
Zbiegłam po schodach na dół, gdzie przywitał mnie głos mamy i zapach domowej zupy.
***
Te dwa dni weekendu minęły mi bardzo szybko i bardzo miło. Major Werner przyjechał po mnie w niedzielę ok. trzeciej po południu. Gdy ponownie rozstawałam się z rodzicami po moich policzkach toczyły się łzy, a wytłumaczenie „Nie płaczę, tylko oczy mi się pocą” na nic się nie zdało. Pożegnałam się z rodziną i wracałam z powrotem do rzeczywistości. Szarej rzeczywistości, eksperymentalnej jednostki wojskowej.
Całą drogę powrotną uśmiechałam sobie i wspominałam ubiegły weekend.
Hejo, ludzie...!
Po pierwsze chciałabym Was serdecznie przeprosić, za niewstawienie tego rozdziału od dwóch tygodni... Nie mogłam się spiąć w sobie i go dokończyć... ^^" Strasznie Was przepraszam.
A druga rzecz, to fakt, że ostatnio nic się nie dzieje i jest to nudne... Więc obiecuję Wam, że następny rozdział będzie miał akcję, i że będzie się coś działo! I postaram się nie zawalić terminu.
Komenty, rady itd. mile widziane!
Pozdrawiam
Wasza INU
Rajciu ja też uwielbiam rosół :D Najlepsza zupa popieram Julcię!! i książki racja. Świetne hobby. Tak samo jak bicie się z bratem xD No nawet po przyjacielsku, ale nigdy nie spotkałam się z bratem i siostrą, którzy choć raz się nie bili. No i trzeba wracać ;-; No, ale jak trzeba to trzeba.. Ale jestem pewna, że jej rodzinka jeszcze się pojawi w jakimś rozdziale :D
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy z tą zapowiedzianą akcją! (Będzie! Będzie zabawa!! Będzie się działo!!) <-- nie patrz na to xD mózgowi odwala...
truth-in-the-legends.blogspot.com
Ciekawy rozdział :) Taki... No.. Spokojny ale wciąga ;) Widzę, że mama Julki nie szczędzi jej pożywienia -parówki (Na boga - aż trzy?), jogurt, zupa.. Czekam na kontynuację, może całe wojsko wpadnie do domu i porwie Julię? To byłoby ciekawe.
OdpowiedzUsuń